W "Kuchennych rewolucjach" kolacja finałowa wygląda zwykle imponująco. Co się dzieje, zanim włączą kamery? Byliśmy tam!

Niełatwo się tam dostać. A jak już się uda, trzeba się zgodzić na kilka warunków.

Kulminacja rewolucji. Ostateczny test dla Magdy Gessler i restauratora, który zdecydował się skorzystać z jej pomocy. To na kolacji finałowej goście po raz pierwszy widzą odmieniony lokal, poznają nowe menu i próbują potraw. Jednak zanim zobaczymy to w telewizji, ekipa TVN pracuje na miejscu od kilku dni...

Napięcie jest niemałe. Produkcja po raz pierwszy w historii programu zgodziła się, żeby na kolację kończącą rewolucję wpuścić dwoje dziennikarzy. Chodzi nie tylko o dużą dbałość o zachowanie tajemnicy i niepsucie widzom niespodzianki, a także - i przede wszystkim - chęć poświęcenia się bez reszty kucharzom i restauratorom, dla których rewolucja jest tak wielkim przeżyciem. Trzeba zatem przystać na warunki. Nienegocjowalne oczywiście. Nie możemy podać nazwy restauracji, miasta i wszelkich szczegółów, które by ją identyfikowały. Nazwiska właściciela również.

Wielka tajemnica

Przyjmijmy zatem, że właściciel ma na imię Jurek. Knajpa, którą postanowił zmienić z pomocą Magdy Gessler, znajduje się (naprawdę) poza ścisłym centrum jednego z mniejszych miast na Mazowszu. Jest obskurna, podobnie jak budynek, na parterze którego ją urządzono. Zresztą słowo "urządzono" jest w tym kontekście sporą przesadą. Lokal wyglądał wyjątkowo mało zachęcająco. Nie ma się więc co dziwić, że i gości nie było.

Jak tu przyjechałam, zastałam ogromnie pretensjonalne miejsce, gdzie trudno było sobie wyobrazić, że można cokolwiek stworzyć - mówi mi Magda Gessler.

Niedaleko budynku jest lądowisko dla helikopterów. Pan Jurek to miejscowy przedsiębiorca. Bardzo zamożny. Poza restauracją ma jeszcze m.in. hotel. Między swoimi rozlicznymi firmami po prostu lata. Tak samo zresztą przybywa na finałową kolację. Jego znajomi, zaproszeni na to wydarzenie, przyjeżdżają z kolei drogimi samochodami. Porsche, BMW, mercedesy. Trudno na parkingu szukać taniego auta. Nie ma też, co ciekawe, wielu gapiów - pod knajpą kłębi się jedynie grupka bardzo przejętych nastolatków na rolkach.

Zwykle jest tak, że już następnego dnia cała miejscowość wie, że przyjechaliśmy. Nam to nie na rękę, bo jak najdłużej chcemy utrzymać rewolucję w tajemnicy. Ale tutaj jest naprawdę wyjątkowo mało gapiów - tłumaczy osoba z produkcji "Kuchennych rewolucji".

Odmieniony wystrój też musi pozostać tajny. Zwłaszcza, że nawet jak na Magdę Gessler, jest wyjątkowo ekstrawagancki. Nie ma nudy, nie ma sztampy.

Zmieniłam całe wnętrze, zmieniłam energię tego miejsca - zdradza tylko charyzmatyczna prowadząca.

FOTO TVN/ Piotr Mizerski

Także z tego powodu kolacja opóźnia się o ponad dwie godziny.

Magda czekała aż dowiozą obrusy. Właśnie takie, jakie wymyśliła, że mają być - wyjaśnia osoba z produkcji.

W sumie to nic zaskakującego. Magda Gessler słynie z tego, że nie uznaje półśrodków. Wszystko musi być dokładnie takie, jak zaprojektowała. Dlatego spędza w miejscu rewolucji cztery dni. I sama, absolutnie sama jest pomysłodawczynią zarówno zmian architektonicznych, jak i menu.

Starałam się zrobić menu podobne do tego, które serwowała gotująca pani. Żeby jej nie onieśmielać, nie stracić. Pogłębiłam smaki. Pokazałam jej, że można gotować bardzo smacznie, równie niedrogo jak dotąd, a wybitnie - opowiada mi.

FOTO TVN/ Piotr Mizerski

Kelnerkom trzęsą się ręce

A więc do rzeczy. Gdy razem z gośćmi wreszcie możemy wejść, stoły są już pięknie nakryte. Pan Jurek z każdym się serdecznie wita. I kolejny zakaz - z uwagi na chęć zachowania niespodzianki dla widzów programu - nie wolno fotografować dań (robi to tylko profesjonalny fotograf wynajęty przez TVN). Siadamy, przy naszym stoliku sympatyczne małżeństwo prawników. Elegancko ubrani. Kelnerki, w białych koszulach zaczynają nalewać czerwone wino. Tej "naszej" solidnie trzęsą się ręce.

Pani się nie denerwuje, dobrze jest - mówię do niej, ale wydaje się nie słyszeć. Jest przejęta niemiłosiernie. Chyba nawet bardziej niż pan Jurek.
Jeszcze nas w telewizji nie pokazali, a już obroty mi wzrosły. Naprawdę jest dużo lepiej - chwali się siedzącym obok nas prawnikom.

Magda Gessler wygłasza krótki wstęp. Operatorzy kamer nie próżnują. A kelnerki podają przystawkę - tatar z jelenia, w asyście drobniutko pokrojonej cebulki i marynowanych prawdziwków. Przepyszny! Przystawka druga - kaszanka z pieczonymi jabłkami.

Specjalnie przywieziona z najlepszej masarni - zachwala pan Jurek.
Jeszcze by się wątróbka w niej przydała - komentuje prawniczka.

Ale nie ma czasu na gadanie, bo kelnerki roznoszą już flaki. I to jakie! Obłędnie pachnące imbirem! Jeśli ktoś myśli, że na finałowej kolacji "Kuchennych rewolucji" nie je się serwowanych przed kamerami dań, albo że goście rozpływają się nad ich smakiem, bo tak im każe TVN, jest w błędzie. Dania te, które najczęściej gotuje sama Magda Gessler, są znakomite. A porcje wręcz gigantyczne. Po dwóch przystawkach i flakach - hit wieczoru, czyli kaczka. Ściślej - połowa kaczki. Wypełniona od środka farszem z kaszy, grzybów i wątróbki. Z góry przystrojona aromatycznymi grzybami. Jak się już przebijesz przez ogrom perfekcyjnie wypieczonego mięsa, dotrzesz do grubej pajdy prawdziwego chleba, która stanowi postument dla całego dania.

Ten chleb jest nasączony kaczym tłuszczem - wyjaśnia Magda Gessler.

Ucieczka Magdy Gessler

Mistrzyni dosiada się do różnych stolików, rozmawia z gośćmi, uśmiecha, objaśnia. Musi być wyczerpana, ale kompletnie nie daje tego po sobie poznać. Jednocześnie, nikomu nie przeszkadzając, operatorzy nagrywają tzw. "setki" z gośćmi, czyli ich komentarze do dań. Wcześniej słyszałam, że podobno goście czytają je z kartek, które rozdała im produkcja. Otóż nie. Goście mówią to, co sami chcą powiedzieć. Kamery, choć jest ich kilka, są w restauracji niemal niedostrzegalne. Nie zaglądają w talerze. Nie przeszkadzają. Goście mogą zresztą wychodzić podczas kolacji na papierosa czy do toalety. Atmosfera jest luźna. Tak luźna, że po pewnym czasie, z drobną pomocą alkoholu, goście całkowicie zapominają, że przecież TVN kręci "Kuchenne rewolucje".

Kaczka jest tak duża, że większość gości (my też), prosi o zapakowanie jej do domu. Tą porcją najedzą się jeszcze co najmniej dwie osoby. Deser - paschę z rodzynkami i pomarańczami, też dają radę zjeść jedynie nieliczni. A szkoda. Jest wyśmienita.

FOTO TVN/ Piotr Mizerski

Gdy goście z zadowoleniem gładzą się po pełnych brzuchach, Magda Gessler żegna się i ucieka. Nagrywa jeszcze stand up-a przed lokalem i rusza dalej. Minęła 23. Ekipa musi dotrzeć do Bielska-Białej, gdzie nazajutrz od rana kręci kontrolną wizytę po rewolucji w tamtejszym lokalu.

Magda Gessler zmieniła u pana Jurka nie tylko wystrój i menu.

Zmieniłam zależności międzyludzkie. Bardzo trudna robota. Jeżeli ktoś jest bardzo bogaty, a płaci swoim ludziom trzy złote za godzinę... - mówi tylko i już jej nie ma.

Uda się? Finałową kolację z kaczką w roli głównej zobaczycie w "Kuchennych rewolucjach" w listopadzie.

Angelika Swoboda

Więcej o:
Copyright © Agora SA