Ten film nie pozostawił widzów obojętnymi. Wystarczyło spojrzeć na ich twarze po seansie, by powiedzieć, nawet bez oglądania filmu, że "Bogowie" to wyjątkowy tytuł w historii polskiego kina.
We wtorek w Multikinie w warszawskich Złotych Tarasach po raz trzeci miał swoją premierę film "Bogowie". Wcześniej obraz w reżyserii Łukasza Palkowskiego pokazywano już na Festiwalu Filmowym w Gdyni i w Zabrzu, zawodowym domu profesora Zbigniewa Religi . W stolicy premiera "Bogów" miała być wisienką na promocyjnym torcie. Była chyba jednak czymś więcej.
<< ZOBACZ ZDJĘCIA Z PREMIERY >>
Czerwony dywan, ścianka, barmani i kelnerzy w eleganckich strojach, którzy już na kilkadziesiąt minut przed tym, jak do kina zaczęli schodzić się pierwsi goście, uwijali się jak w ukropie, przygotowując poczęstunek i drinki. Przed wejściem - bezpłatne badania ciśnienia i plakaty zachęcające do dbania o serce, w środku - tace wypełnione po brzegi jabłkami z logiem sponsora - leku na serce.
Z największą niecierpliwością czekano na pojawienie się odtwórcy głównej roli - Tomasza Kota . Jak na kogoś, kto według opinii widzów zagrał "rolę życia", zachowywał się bardzo skromnie. Z ogromną cierpliwością pozował do zdjęć (co nie jest regułą w polskim show-biznesie) i z jeszcze większą cierpliwością odpowiadał po kilkadziesiąt razy na pytanie "co było dla pana najtrudniejsze?". Aktor rozchwytywany był bowiem przez dziennikarzy, którzy ustawiali się do niego w długiej kolejce.
Migawki aparatów zgromadzonych fotoreporterów rozgrzały się do czerwoności nie tylko jednak, gdy pozował sam Kot, lecz także, gdy na czerwonym dywanie pojawiły się gwiazdy, a zwłaszcza te, które unikają bywania na salonach. Był Kuba Wojewódzki ze swoją partnerką Renatą Kaczoruk, Borys Szyc z nową dziewczyną, a nawet Leszek Miller czy Dominika Kulczyk.
Nie zabrakło też producenta filmu, Piotra Woźniaka-Staraka, który, wyraźnie zadowolony, przywitał gości premiery ze sceny z szerokim uśmiechem:
Jak zwykle oszczędzamy na prowadzących - żartował Woźniak-Starak. - Dlatego imprezę poprowadzę ja, za co serdecznie przepraszam.
Kolejnych twórców zapowiadał już sam Palkowski.
Jak zwykle w trampkach - mówił ze swadą. - Ale z kartką, na której mam napisane...
Reżyser z humorem wyczytywał ze swojej ściągawki nazwiska: od kostiumologów, przez osoby odpowiedzialne za postprodukcję aż po gwiazdy. Jako ostatni na scenę wyszedł Tomasz Kot.
Powiedziano już wiele wielkich słów. Ja powiem jedynie: zapraszam na film.
Wydawać by się mogło, że tej premiery nie będzie wiele różniło od innych tego typu imprez. Ot, kolejny medialny "event" zorganizowany z właściwym randze rozmachem. Jabłka czy pomiar ciśnienia, drinki czy fikuśne przystawki, błysk fleszy, tłum gości - nie wyjątkowego. To co wyjątkowe zdarzyło się wraz z otwarciem drzwi od sal kinowych. Widzowie - nawet ci przyzwyczajeni do obecności mediów - wydawali się jak wyrwani z transu. Wychodzili albo w milczeniu, albo wymieniając cicho uwagi. Niektórzy mieli łzy w oczach. Pierwsze wrażenia? Żadne słowa nie byłby w stanie stanie stanowić lepszej recenzji niż te, które więzły w gardle.
Zuzanna Iwińska